Serce się raduje. Ten wyrafinowany smak, te szlachetne powierzchnie i wysoka jakość wykonania! Luksus w detalach, ale bez przepychu. Wsiadasz do 300 SE i masz doświadczenie bliskie perfekcji. Po tym aucie wszystkie inne będą ci się wydawały już nie tak dobre. Będziesz się czuł jak himalaista, który po zdobyciu Mount Everestu wchodzi na jakiś alpejski szczyt i czuje rozczarowanie. Będziesz mówił: „No tak, całkiem przyjemnie tu, ale wiesz, kiedyś jeździłem Mercedesem W126...”
Podobne odczucia towarzyszą jeździe. Mercedes żwawo rusza z miejsca ze swoimi 180 katalizatorowymi końmi. Układ kierowniczy działa precyzyjnie, lekko i nie jest zbyt czuły w położeniu środkowym. W slalomie nasza „trzysetka” zachowuje się neutralnie, omijanie „łosia” też nie robi na niej wrażenia, a podczas hamowania okazuje się najlepsza. Resoruje miękko, ale nie pluszowo, nikt nie powinien nabawić się choroby morskiej. Mercedes też dobrze przyspiesza i osiąga najwyższą prędkość maksymalną. Czy ma w ogóle jakieś złe strony?
Cóż, fotele praktycznie nie zapewniają podparcia bocznego – siedzący w nich czują, że pochodzą jeszcze z epoki, kiedy to Mercedesy służyły prawie wyłącznie do jazy na wprost. Z kolei automatyczna skrzynia biegów trochę szarpie. Jest piętą achillesową W126. Nagle rozumiemy, dlaczego współczesne przekładnie mają po 7, 8 lub nawet 9 biegów. Rozpiętość zaledwie 4 przełożeń stanowi pewien niezadowalający kompromis. Przy 140 km/h wał korbowy kręci się z prędkością 4,5 tys. obrotów na minutę – 5-biegowe Polo chodzi wolniej! No ale coś za coś. Krótkie przełożenie główne pozwala na osiągnięcie dobrych wyników przyspieszenia, ale za to silnik dużo pali podczas autostradowych wojaży.
Jednak spalanie w okolicach 13 l/100 km było wówczas zupełnie normalne. Nasza rada dla tych, którzy chcą poruszać się trochę oszczędniej: wybierzcie ręczną skrzynię biegów, która z pozoru w ogóle na pasuje do tego auta, albo spróbujcie bazowego 260 SE. Ma co prawda tylko 160 KM, ale przecież 30-letnim samochodem nikt nie będzie ścigał się z Porsche.
O czym jeszcze warto wspomnieć? Duży bagażnik, aksamitne brzmienie silnika i permanentne wrażenie poruszania się wartościowym autem. Inżynierowie innych nacji, spójrzcie na to! Jeżeli moglibyśmy mieć choć jedno życzenie u złotej rybki, byłaby to epidemia takiej jakości, jak w Mercedesie w latach 80. – zarówno dziś, jak i jutro, i zawsze. Mercedes W126 to jest coś. Nawet przejażdżki 300 SE nie da się łatwo zapomnieć.
Mercedes 300 SE - nasza opinia
W tamtych czasach Mercedes unosił się nad resztą świata i przez długi czas wyznaczał standardy w dziedzinach jakości, stylu i innowacji. Konkurencja wzorowała się na gwieździe. Nawet dziś seria W126 jest nietykalna, mimo że nie jest to perfekcyjne auto.