Nie był to projekt wyprzedzający epokę, ale przez wiele lat mógł uchodzić za sprawne auto rodzinne. Coraz częściej na Syrenę zwracają uwagę kolekcjonerzy.
Złośliwi twierdzili, że Syrenę napędza silnik od motopompy. To prawda, ale tylko w odniesieniu do 2-cylindrowego dwusuwu z modeli 101, 102 i 103 (przekonstruowanego). "104" i naszą "105" napędzał znacznie nowocześniejszy motor 3-cylindrowy, również dwusuwowy, który przejęto z Syreny do... motopompy. To był wyraźny postęp - "znaczny" wzrost mocy (z 30 do 40 KM) nie tylko poprawił dynamikę, lecz także stanowił nowe wyzwanie technologiczne. Zmianie uległ m.in. system chłodzenia - z samoczynnego na wymuszony, z pompą wodną.
Jak wygląda eksploatacja po latach?
Bez większego problemu. Brak zaworów pozwala tankować benzynę bezołowiową. Nie można zapomnieć za to o dolewaniu Mixolu (zalecany w proporcjach 1:30, lepiej lać 1:25), którego litr kosztuje około 9 zł. Dla niezorientowanych - silnik Syreny (jak większość dwusuwowych) nie ma klasycznego smarowania, olej dostarczany jest wraz z benzyną. Niestety nie wróży to zbyt długich przebiegów międzynaprawczych, za dobry rezultat uchodziło już 50-70 tys. km.
Osiągi Syreny pozwalają na łatwe wyprzedzenie Malucha. Lepsze auta też są w zasięgu, ale w tej chwili, gdy większość egzemplarzy to już klasyki, wymagałoby to niepotrzebnego nadwyrężania motoru. Zużycie paliwa (średnio 8 l/100 km) łatwo zaakceptować. Niestety miejskich korków nie wytrzymuje przestarzały układ chłodzenia.
Ciekawie rozwiązano podwozie. To konstrukcja ramowa (!), do której mocowane jest nadwozie. O trzymaniu na zakrętach lepiej w ogóle nie mówić, zwłaszcza że i tak łuki pokonywać trzeba łagodnie, najlepiej bez gazu (wciśnięcie pedału na mocno skręconych kołach może skończyć się zniszczeniem przegubów homokinetycznych).
Częściowo prawdą jest, że karoseria była wykańczana ręcznie - np. przy reflektorze. Każdy egzemplarz trafiał w ręce pracownika, który spawał błotnik i pionową blachę obok reflektorów. Potem miejsce to trzeba było szpachlować. Mitem jest natomiast używanie drewna do budowy całej karoserii - tak konstruowano tylko przedprototypy z początku lat 50. W przeciwieństwie do Malucha Syrena może pochwalić się w miarę funkcjonalnym wnętrzem.
Cztery osoby mają sporo miejsca, bagażnik (choć niekształtny) oferuje sporą pojemność. Ciekawe, jak wypadłby pomiar według współczesnych norm. Widoczny jest wiek konstrukcji - nikt nie myślał o zagłówkach czy choćby punktach mocowania pasów bezpieczeństwa z tyłu.
Lepiej spieszyć się z częściami zamiennymi
Codzienna eksploatacja Syreny pozbawiona jest już sensu. Moda na restaurowanie tego modelu dopiero rodzi się, dlatego chętni muszą się pospieszyć.
Auto można kupić jeszcze w miarę tanio. Zdatne do remontu (oryginalne i kompletne) to wydatek około 1000 zł. Po remoncie można spodziewać się kwoty 7-10 tys. zł. Warto zainwestować w reperację karoserii. Porządny remont kosztuje około 5 tys. zł, ale gwarantuje długotrwałą świeżość lakieru i lepsze zabezpieczenie przed korozją niż... fabryczne, na co dowodem jest nasz egzemplarz. Na razie nie ma większych problemów z dostępnością części zamiennych, a do tego łatwiej o elementy blacharskie!
Tajemnicą są zapasy garażowe wcześniejszych posiadaczy aut. Niestety mamy też złą wiadomość - w przeciwieństwie do zachodnich antyków nikt nie podejmie się produkcji elementów dobrej jakości, więc będzie o nie coraz trudniej. Na razie regularne wizyty np. na stronach Allegro i "klubowych" pozwolą wyłapać takie okazje, jak nowa tarcza sprzęgła za 25 zł czy błotnik przedni za 70 zł.