Sympatyczne jest, że oficjalny komunikat prasowy nie ogranicza się do lakonicznego opisania, jak wszystko się zaczęło, ale otwarcie napisano, że poprzednik wszystkich Volkswagenów, pojazd Kdf, został wykorzystany przez propagandę, albo że w czasie II wojny światowej fabryka zajęła się produkcją broni, przy której wykorzystano jako siłę roboczą więźniów z obozów koncentracyjnych. Chociaż chodzi o ogólnie znaną ciemną historię firmy, chcemy bliżej opisać tamte wydarzenia.
Niezbyt znane fakty z historii marki Volkswagen doskonale opisuje książka Jonathana Mantle’a nazwana Car Wars (Samochodowe Wojny). Mantle w swojej książce opisuje historyczne wydarzenia, które producenci samochodów starają się ukryć przed opinią publiczną. Ponieważ książka powstała na podstawie materiałów ze starych archiwów i oferuje o wiele więcej informacji niż można znaleźć w internecie, prezentujemy kilka ciekawych rozdziałów dotyczących samochodu dla ludu.
Volkswagen podaje, że Spółkę ds. przygotowania produkcji niemieckiego samochodu dla ludu z mieniem podstawowym 480 tys. marek Rzeszy założono 28 maja 1937. Tak naprawdę jednak początki spółki datują się już od roku 1934. Wtedy 1/5 Amerykanów posiadała własny samochód, co pod żadnym względem nie było porównywalne do Niemiec, gdzie jeden samochód przypadał na 50 obywateli. Właśnie w tym roku Adolf Hitler powierzył Ferdynandowi Porsche zadanie zbudowania samochodu, który zmotoryzowałby Rzeszę. Jego cena nie miała przekroczyć granicy 1000 marek Rzeszy (ekwiwalent 140 dolarów) i miał być w stanie pędzić z prędkością 100 km/h. Dr. Porsche raz powiedział, że Hitler uważał, że nowy samochód ma „wyglądać jak chrząszcz” (niem. käfer - potoczna niemiecka nazwa auta, przyjęta także w języku angielskim beetle, czeskim brouk czy hiszpańskim escarabajo - przyp. red.).
Wzorem dla zakładów produkcyjnych były fabryki Ford Motor Company. Hitler był wielkim wielbicielem Henriego Forda i planował podobną technologię produkcji. Potrzebne finanse uzyskano przez zabór mienia związków zawodowych. Kamień węgielny fabryki położono w roku 1938 na południu Pustaci Lunenburskiej, niestety wtedy już wszystko odbywało się pod flagami nazistowskimi. Właśnie tutaj Hitler powiedział: Samochód przeznaczony jest dla szerokich mas, dla nich będzie produkowany. Jego przeznaczeniem jest odpowiedzieć na ich potrzeby podróżowania i ma przynosić im radość. Przy tej okazji również zakomunikowano, że samochód nazywać się będzie Kdf-Wagen (Kraft durch Freude Wagen - samochód radością ku sile). Kraft durch Freude było również hasłem nazistowskich związków zawodowych Deutsche Arbeitsfront. Taka nazwa przeraziła jednak osoby odpowiedzialne za marketing i propagację auta.
Po raz pierwszy Kdf-Wagen pojawił się podczas targów samochodowych w Berlinie w 1939 roku. Budowa zakładu i miasta, które dostało podobną nazwę Kdf-Stadt, przebiegała powoli, Niemcy cieszyli się jednak na swój odpowiednik Forda T. Ich radość trwała niestety bardzo krótko. Początek II wojny światowej zwolnił, a później wstrzymał produkcję, Dr. Ferdynand Porsche i jego syn Ferry utrzymali swoje pozycje wyłącznie dzięki temu, że przeorientowali produkcję zakładu. Na potrzeby armii rozpoczęto produkcję Kübelwagena (samochód terenowy) – niemieckiego odpowiednika amerykańskiego Jeepa, a później także jego wodno-lądową odmianę Schwimmwagen (pływający samochód), który miał karoserię ze spawanych elementów, a w newralgicznych punktach konstrukcji otrzymał gumowe uszczelki.
Niestety wojna wydłużała się i Kdf-Stadt coraz bardziej zależny był od pracy więźniów, produkowano tu dla Rzeszy piecyki czy szkielety i skrzydła bomb V1. Jak napisał w swojej książce Jonathan Mantle: Samochód dla ludu VW, któremu prawie siedem lat wcześniej nazistowski dyktator dał życie, jak jakieś monstum Frankensteina przekształcił się w latającą bombę – pocisk V1. Chociaż fabryka prawie do końca walki nie uległa większym zniszczeniom, w ostatnich miesiącach została zbombardowana wojskami alianckimi w odwecie za zniszczenie miast brytyjskich pociskam V1. Zakład zniszczono w 2/3.
Kdf-Stadt i jego obiekty figurowały oczywiście na pierwszych miejscach listy zakładów, których maszyny miały być zdemontowane i w ramach repatriacji przekazane Aliantom. Związek Radziecki również wznosił swoje żądania, jednak, z dzisiejszego punktu widzenia na szczęście, strefa radziecka kończyła się prawie dwadzieścia kilometrów na wschód. Według planu Mogenthaua Niemcy miały zostać ukarane ograniczeniem produkcji przemysłowej, dlatego Amerykanie nie mieli żadnego powodu, by odnowić produkcji samochodów. Henry Ford, kiedy popatrzył na mapę, by sprawdzić, gdzie mieści się Kdf-Stadt, miał powiedzieć: To, co nam zaoferowano, nie ma żadnego sensu. Produkcja samochodów w pobliżu Sowietów była według niego zupełnie nielogiczna.
Jak podaje książka Samochodowe wojny właśnie wtedy doszło do zmiany nazw zakładu i miasta. Z Kdf-Wagenu stał się Volkswagen, tak więc z samej nazwy było wiadomo, że chodzi o samochód dla ludu, Kdf-Stadt przemianowano na Wolfsburg, według imienia hrabiego Schulenburga z Wolfsburgu, na którego ziemiach mieściły się zakłady Volkswagena.