Nie do końca wiadomo, dlaczego powojenna motoryzacja niemiecka kojarzy się nam albo z Garbusem – autem, od którego wielu Niemców z Zachodu zaczynało swoją przygodę z samochodami – albo z Mercedesem „skrzydlakiem” czy BMW 501. Zapominamy o autach, które były pomiędzy – o zwykłych samochodach dla tych, którzy zarabiają nie tylko na chleb, lecz także na masło do niego. Dobrym przykładem jest Opel. Rzadko który model był naprawdę samochodem marzeń – miał jeździć, nie psuć się i tyle! A że w międzyczasie został zapomniany i porusza się na skraju oldtimerowej sceny?
W sumie to nawet nie tak źle. Dlaczego? Bo stylowe auto z lat 50. możemy kupić za równowartość trzyletniej Dacii Logan! Nasz zdjęciowy egzemplarz został kupiony wiosną dwa lata temu w centralnych Niemczech i po zatankowaniu go do pełna nowy właściciel bez problemu przejechał do południowo-zachodnich Niemiec. Od tego czasu samochód jeździ i jeździ. Poza zwykłymi czynnościami serwisowymi (oleje, filtry) największym wydatkiem było ubezpieczenie i przerejestrowanie samochodu!
Ale taki właśnie był Opel w latach 50. Na pierwszym miejscu sprzedaży był oczywiście VW Garbus, na drugim – właśnie Opel Olympia. Takie auto nie mogło być złe, bo klienci szybko by się zorientowali, że firma nabija ich w butelkę i odeszliby do konkurencji. A pieniądze potrzebne były także na kafelki do kuchni, telewizory, pierwszą podróż do Włoch, a nie nowy silnik czy skrzynię biegów. W tamtych czasach litr benzyny w RFN kosztował 56 fenigów, a zwykły robotnik zarabiał na godzinę 1,70 marki.
Nasz zdjęciowy model w kolorze, który nasi zachodni sąsiedzi dość trafnie nazywają zielenią mydła, ma pod maską nadal pracujący oryginalny silnik z 1955 roku. Na liczniku jest co prawda tylko 88 tys. km, ale wydawać by się mogło, że lata powinny zrobić swoje. Tymczasem motoru nikt nigdy nie rozbierał i nie zapowiada się, żeby miało się to wydarzyć w najbliższym czasie.
Wyciągamy dźwignię ssania, przekręcamy kluczyk, wciskamy metalowy grzybek w podłodze i silnik momentalnie zaczyna pracować. Nie są to może takie dźwięki, jakie jednostka wydawała 50 lat temu, ale wszystko działa. Niesamowita wręcz elastyczność sprawia, że autem jeździ się bardzo przyjemnie – 3-biegowa skrzyniaw zupełności wystarcza. „Jedynka” jest w zasadzie potrzebna tylko przy ruszaniu. Nawet jeśli auto jedynie toczy się, wrzucamy „dwójkę”, a od 30 km/h można spokojnie wybrać trzeci bieg. Prostota zamiast „automatu”. Sama dźwignia biegów porusza się zadziwiająco lekko, choć oczywiście mamy odczucie jak gdybyśmy poruszali nożem wbitym w masło. Także kierownicą kręci się bez zbytniego wysiłku.
Tylne siedzenie to więcej niż kanapa – siedząc na niej, ma się wrażenie jak podczas pływania na całkiem sporym statku wycieczkowym. Bardzo ciekawie za to wchodzi się w zakręty – samochód przechyla się jak rasowy „amerykanin”, a że siedzenia są miękkie... Najlepsze jest to, że tak właśnie miało być, bo według słów ówczesnego szefa Opla Edwarda W. Zdunka podczas premierowego pokazu auta na salonie we Frankfurcie Olympia miała być niemieckim Chevroletem. Dziś może nie brzmi to najlepiej, bo w Europie Chevrolety kojarzą się przede wszystkim z pojazdami produkowanymi w Korei, ale wiosną 1953 roku słowa te znaczyły coś zupełnie innego i nie była to groźba ze strony GM-u.
Gdy tak jedziemy praprzodkiem Rekorda, ze zdumieniem przyznajemy, że mimo wieku auto jest jeszcze całkiem sztywne. Podobnie jak większość Opli od lat 30. XX w. Olympia ma samonośne nadwozie, a podczas jazdy nie dochodzą do naszych uszu żadne trzaski czy zgrzyty. Na desce rozdzielczej znajduje się tylko to, co niezbędne, no może poza wazonikiem, który przytwierdził chyba poprzedni właściciel (z zawodu rzeźnik). Poza tym wnętrze wygląda jak pokój nieskażony jeszcze dobrobytem. Wszystko jest proste, ale trwałe – zarówno obicia siedzeń, jak i gumowe maty na podłodze są jeszcze oryginalne.
Podczas gdy obserwowaliśmy wnętrze Olympii, auto przez cały czas przyspieszało, aż na liczniku ukazało się 90 km/h – trwało to pewnie około 30 sekund, ale jakie to ma w ogóle znacznie?
Opel Olympia Rekord - historia
Musiało minąć 8 lat od zakończenia II wojny światowej, by Opel mógł zaprezentować nowy model klasy średniej. Od końca 1947 roku fabryka w Russelsheim wytwarzała nową Olympię, która odpowiadała modelowi z lat 1939/40.
Na przełomie lat 1951/52 auto otrzymało jeszcze więcej chromów i bagażnik dostępny od zewnątrz, ale zupełnie nowy model, z modną wówczas karoserią typu ponton, zaprezentowano wiosną 1953 roku, na salonie we Frankfurcie. Auto nazywało się Olympia Rekord, otrzymało silnik z poprzednika i występowało jako limuzyna, kombi (CarAvan) oraz dostawczak.
W marcu 1954 roku zadebiutował kabriolet, a w sierpniu wersja oszczędnościowa. W każdym roku modelowym był inny grill auta – od zwykłej kratki po lamele i karo. Z punktu widzenia techniki zmieniały się tylko detale. Wszystkie odmiany sprzedawały się doskonale i łącznie wyprodukowano 586 872 auta.
Opel Olympia Rekord – plusy/minusy
Jeśli komuś często się gdzieś spieszy, to Rekord będzie dla niego za słaby, ale jako auto weekendowe dla całej rodziny sprawdzi się doskonale – ta mała limuzyna okazuje się dość przestronna i komfortowa. Jak każde mieszczańskie auto Olympia nie jest zbyt szybka – 40 koni pozwala na rozpędzanie się poza miastem do 80 km/h, a na autostradzie nawet do „setki”, ale hałas panujący wówczasw środku jest jak na dzisiejsze standardy zbyt natarczywy. Przyzwyczajenia wymagają nieprecyzyjny układ kierowniczy i niezbyt wydajne hamulce.
Mechanika nie sprawia zbytnich problemów, a korozja pojawia się w typowych miejscach – przy tzw. garnkach reflektorów, progach i słupkach A. Warto też zwrócić uwagę, czy nie ma jej na przejściu od nadkola do grodzi silnika, w miejscach mocowania resorów oraz na dole drzwi.
Opel Olympia Rekord – części zamienne
Ratowanie auta w stanie ruiny jest możliwe, ale nierentowne. Oczywiście, jeśli szukamy części do Rekorda, najlepszym adresem są Niemcy. Używanych elementów jest mnóstwo, a wiele rzeczy da się kupić na zamówienie – będą to wówczas części współcześnie dorabiane.
U naszych zachodnich sąsiadów wiele firm (np. matz-autoteile.de) ma w ofercie zregenerowane silniki, skrzynie biegów czy gaźniki (stare na wymianę). Ceny części nie są zawrotne: komplet uszczelek gaźnika – 40 euro, nowy bęben hamulcowy – 80 euro, chłodnica – 380 euro, a głowica (nowa, ze starych zapasów) – 450 euro.
Do Opla Olympia Rekord można też kupić dorabiane zderzaki czy dekle kół, o których jakość (zwłaszcza chromowanej powłoki) nie trzeba się martwić.
Opel Olympia Rekord – sytuacja rynkowa
W większości to limuzyny. Solidny egzemplarz w „trójce” kosztuje od 6 do 8 tys. euro, a auta w idealnym stanie to wydatek ponad 10 tys. euro. Poszukiwane są kombi („dwójka” kosztuje do 20 tys. euro) oraz kabriolety (od 20 tys. euro).
Opel Olympia Rekord - polecamy
Radzimy przejechać się takim autem – wcale nie jeździ tak źle, jak wskazywałby wiek. Jeśli ktoś lubi iść z duchem czasu, niech poszuka egzemplarzy z przełomu lat 1956/57, z dużą ilością chromów, lepszym wyposażeniem standardowym i zazwyczaj także w żywszych barwach (były oferowane też wcześniej, ale rzadko się trafiają). Dobrym pomysłem jest też następca, czyli P1, ale te samochody są już droższe i znacznie częściej poszukiwane.
Opel Olympia Rekord - adresy
Kluby: niemiecki klub miłośników starych Opli, www.alt-opel. org
Literatura: Olaf Trapp, „50 Jahre Opel Olymia Rekord”, 144 strony, jęz. niemiecki, dostępna przez internet
.